Spotkanie z dziewicą, która ocaliła świat

22 XI 2010 wyruszylismy tam, gdzie kończy się ziemia, wody Morza Arabskiego spotykają się z Zatoką Bengalską, a wschód księżyca w pełni odbywa się równocześnie z zachodem słońca. To miejsce to Kanyakumari. Zanim jednak dotarliśmy do celu, musieliśmy się pożywić, bo czekała nas długa droga – 200 km. Cena naszego pokoju w hotelu Keerthi obejmowała także śniadanie, lecz nie mogliśmy nigdzie zlokalizować stołówki… Po krótkiej chwili okazało się, że stołówka mieści w garażu ? Indyjska pomysłowość nie zna granic… Śniadanie w tej nietypowej lokalizacji okazało się być bardzo smaczne, z pełnymi brzuchami mogliśmy więc ruszać dalej. Tym razem jechaliśmy dobrą drogą, nazywaną tam autostradą… Zauważyłam, że wskazówka prędkościomierza podniosła się do 80 – 90 km/h. Oto autostrada w indyjskich warunkach. Do tej pory nie przekraczaliśmy 60 km/h Widoki za oknem prezentowały się dość monotonnie: palmy kokosowe i farmy wiatrowe, które były tak olbrzymie, że nigdzie w Europie nie widziałam takiego skupiska wiatraków jak tu… Indie prą do przodu, pomimo kontrastów biorą inne państwa na przysłowiowy łeb i szyję… Po długiej podróży dotarliśmy do celu. Kanyakumari to małe miasteczko, do którego wjazd samochodem jest płatny. Miasto wydaje się być zapomniane przez hinduskich bogów. Pomimo swego uroku, urzekających widoków na morze, jest zaniedbane, turystycznie nieprzygotowane i wypełnione po brzegi żebrakami. Niestety żebractwo nie jest karalne tak jak w Kerali, co sprzyja rozwojowi tego „biznesu”. Okaleczeni ludzie wzbudzają litość i współczucie, ale też odrazę i wstręt dla tych, którzy ich w tak brutalny sposób okaleczyli (sposób, w jaki jest to zorganizowane można zobaczyć w filmie „Slumdog”). A miasteczko ma duży potencjał. Nieopodal cypla jest wyspa, na której znajduje się budynek upamiętniający miejsce, w którym medytował indyjski poeta – filozof. Tuż obok znajduje się imponujący 40-metrowy posąg poety Tiruwallura, jednego z klasyków tamilskiej literatury. Święta księga, którą napisał, podzielona jest na 40 traktatów, które są swoistym poradnikiem ekonomicznym ówczesnych czasów. Miasto słynie jednak przede wszystkim ze Świątyni boginii Kumari, która się tu „umartwiała”, by móc poślubić boga Shivę. Jej życzenie jednak nie mogło się spełnić, bo bogini musiała pozostać dziewicą, by ocalić świat… Po spacerze po tym miasteczku odnieśliśmy jednak wrażenie, że bogini jeszcze nie wszystkich ocaliła.

Kraniec ziemi. Tu nie wykąpiemy się w morzu ani nie poopalamy na plaży. To miejsce na refleksyjny spacer i lekcję pokory.

Z notesu podróżnika…

Ceny:

Opłata za samochód w Kanyakumari – 25 Rs.
Średnia cena obiadu dla 3 osób – 300 Rs.

Wskazówki:

Polecamy hotel Sivamurugan. Wygodne łóżka, czysto, można wyjść na dach…
Jeśli chcemy odetchnąć od folkloru, naprzeciwko hotelu Sivamurugan jest nowy hotel, w którym można zjeść za niewielką opłatą posiłek na ceramicznych talerzach (wszędzie indziej w użytku są tylko plastikowe), zjeść czysto i schludnie. Ot tak, gdyby ktoś chciał się odprężyć …
W Kanyakumari na targu można kupić najlepsze banany na świecie – krótkie, żółte i grube. W Indiach można spróbować różnych odmian bananów (również czerwonych), ale te krótkie i grube są, moim zdaniem, number 1 !
Na cyplu sprzedają gigantyczne, piękne muszle. Stragany wypełnione są po brzegi tymi skorupiakami. Niestety takich rzeczy nie wolno przywozić do naszego kraju…
Na wyspę z posągiem poety można się dostać łódką – pływa co 30 minut

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.