Wyobraźcie sobie, że leniwie budzicie się rano, promienie Słońca sączą się przez szparki w rolecie okiennej, otwieracie drzwi, a tam wita was widok piaszczystej plaży i spokojnego morza z malowniczymi głazami wyrastającymi z wody niczym olbrzymy strzegące podwodnego świata. Następnie wychodzicie prosto na plażę, by skonsumować pożywne śniadanie na leżaku w cieniu parasola. Nie, nie… nic mi się nie przyśniło… W takim otoczeniu można spędzić urlop na kameralnej plaży Agonda w niewielkim stanie Goa.
Mała Portugalia
Goa jest maleńkim stanem w Indiach, który dzieli się na dwa okręgi: Północny i Południowy. W epoce wielkich odkryć stan ten przeszedł pod władanie Portugalczyków. Dopiero w latach 60’ naszego wieku, wrócił do Indii. Próżno szukać tu indyjskiego mistycyzmu, barwnych hinduskich świątyń czy typowych indyjskich strojów. Portugalczycy odcisnęli trwale swe piętno w ciągu 400 lat, pozostawiając po sobie monumentalne kościoły, bazyliki, katedry, wierzenia, kulturę, język, nazwiska i krew. Z racji swojego położenia i pięknego, piaszczystego wybrzeża, Goa przyciąga urlopowiczów. Swoimi sielskimi plażami przyciągnęła również nas. Jeszcze podczas indyjskiego wesela kupiliśmy przez Internet bilety lotnicze, by po intensywnym, jak również męczącym, przyjęciu weselnym (zresztą nie jednym), pogrążyć się w błogim lenistwie na słynnych plażach Goi. Z powodu opóźnienia naszego lotu, wylądowaliśmy wieczorem, co utrudniło nam wybór odpowiedniego miejsca na spędzenie wakacji. Wiedzieliśmy natomiast, że urlop chcemy spędzić na kameralnej, cichej i spokojnej, niedużej plaży, więc wysunięta najdalej na południe Agonda przedstawiała się obiecująco.

Szalona jazda i extra płatny papier toaletowy
Po wynegocjowaniu ceny za taksówkę, rozpoczęliśmy pełną niewiadomych, dwugodzinną jazdę do Agondy. Młody taksówkarz okazał się być studentem, który pojazdem z rozbitą przednią szybą zdecydował się nas zawieźć na miejsce za 1000 rupii. Zaliczyliśmy po drodze wiele nieoczekiwanych przystanków, które wzbudziły naszą niepewność czy aby na pewno jedziemy tam, gdzie chcemy… Niemniej jednak student okazał się bardziej przedsiębiorczy niż sądziliśmy, bo zdążył po drodze kupić papierosy (na specjalne zamówienie), zawieźć je do swojego college’u „bossowi” (jak sam mówił) i załatwić nam nocleg w Agondzie, którą zdążyła spowić czarna noc. „Promocyjna” cena u państwa Fernandez (Dersy Homestay) opiewała na 1200 rupii i jak się rano okazało nie obejmowała papieru toaletowego… Nie namyślając się długo, rano szybko wyruszyliśmy na poszukiwanie nowego lokum mieszczącego się w naszym budżecie. Po przejściu całej plaży, obejrzeniu kilku domków z uciekającymi karaluchami lub bez, znaleźliśmy Saxony Cottage. Proste domki na palach, na samiuśkiej plaży, każdy z widokiem na morze i piękną zatokę, z prysznicem i toaletą spełniły nasze wszystkie oczekiwania i to za 500 rupii za noc.
Prywatna plaża za darmo? To możliwe w Paryżu i Kathmandu
Nasza uciecha nie miała końca i postanowiliśmy to uczcić pijąc drinki w restauracji Saxony obsługiwanej przez Nepalczyków. Odtąd mogliśmy się cieszyć 4-dniowym wypoczynkiem w domkach o nazwie Paris i Kathmandu.
Nazajutrz obchodziłam urodziny. Urodziny na plaży – to nie zdarza się codziennie. Wiedziałam, że Adrian szykuje mi jakąś niespodziankę. Nie pozostawałam jednak długo w niewiedzy, gdyż jeden z kelnerów podszedł do mnie bezpośrednio i zapytał, co chcę by było napisane na cieście. Cóż…w Indiach (lub w Nepalu) najprawdopodobniej nieznane jest pojęcie niespodzianki… W każdym razie ciasto było wyborne, a kolacja na brzegu morza wykwintna – egzotyczny rekin i moje ulubione pierożki momo ze świeżą kolendrą (które praktycznie jadłam potem codziennie na obiad).

Nasz pobyt był urozmaicony krótkimi wypadami po indyjskie pamiątki, plażę Palolem (większą i głośniejszą), a także rejsem łódką na plażę Honeymoon, Butterfly okraszonym podziwianiem stada delfinów (co do których nie mogłam wyjść z podziwu).
Goa to nie tylko plaże, ale też bogata spuścizna kolonizatorów. Zainteresowani architekturą sakralną mogą zwiedzić liczne zabytki tej sztuki wspominając ciężkie czasy Świętej Inkwizycji. Kto był w Portugalii łatwo tu odnajdzie wiele z nią powiązań. Jednakże większość turystów przyciągają tu właśnie plaże (północne z bardziej rozwiniętą infrastrukturą i mniej cywilizowane południowe), które i nas oczarowały umożliwiając wspaniały wypoczynek i relaks.
Z notesu podróżnika…
Ceny:
pre-paid taxi na lotnisku – 1400 Rs.
Dersy homestay (pokój z klimatyzacją za noc, bez papieru toaletowego) – 1200 Rs. za pokój (3 os.)
Saxony Cottage (domek z łazienką) – 500 Rs.
H2O Agonda (ekskluzywny domek) – 4000 Rs.
Drinki w Saxony Cottage – 150 Rs., 180 Rs.
Rekin (porcja) – 250 Rs.
Pierożki momo – 120 Rs.
Papaya juice – 70 Rs.
Wycieczka łodzią po okolicy (2h) – 1000 Rs.
Wskazówki:
Jeśli lubisz sporty wodne, rozrywkę (kluby nocne, dyskoteki) – wybierz plaże na północ od Goi, jeśli wolisz ciszę, spokój, kameralną atmosferę, brak plażowych sprzedawców – wybierz plaże południowe.
Jeśli jesteś na Agondzie i planujesz zakup pamiątek – większy wybór znajdziesz na Palolem, natomiast najbliższy bankomat jest w Conakanie (w Agondzie takowego nie ma).
Idealnym miejscem na romantyczny pobyt lub noc są zmysłowe domki w H2O Agonda (mnie osobiście urzekły…) z powiewającymi na wietrze zasłonami i gustownym designem. Jednak ceny tam są bardzo wysokie.
Jeśli w karcie zobaczysz danie o nazwie momo, koniecznie spróbuj… Musi być ze świeżą kolendrą. To właśnie dzięki niemu odkryłam aromatyczną kolendrę (moją przyprawę numer jeden obok cynamonu).
Zobacz również:
Brak powiązanych wpisów.