Zrobiło się małe zamieszanie. Kierowca wysiadł z samochodu, przy czym nam wyraźnie zabronił go opuszczać. Przed nami stał jeszcze jeden jeep mahindra ze zdezorientowanymi turystami na pokładzie. Nie wiadomo o co mogło chodzić. Kierowcy bez słowa wyjaśnienia zniknęli razem w gęstej dżungli. Po pięciu minutach dojechały do nas kolejne jeepy, które również zatrzymały się w tym samym miejscu. Zrobiło się głośno… Zaczęliśmy się denerwować, bo pomału niknęła szansa zobaczenia dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku. Warkot silników i tłum rozkrzyczanych turystów na pewno już wszystkie wystraszył, a przecież wjechaliśmy pierwsi do parku… Miałam ochotę wysiąść z naszego jeepa i zrobić porządek, gdy nagle pojawił się nasz kierowca. Poprosiłam zatem o wyjaśnienia. „Tu są świeże tropy tygrysa !” – powiedział.
Periyar Park to rezerwat tygrysów koło miejscowości Thekkady przy granicy ze stanem Tamil Nadu. Pomimo swojej nazwy, tygrysów wcale nie jest w nim wiele. Raptem parę osobników, więc prawdopodobieństwo spotkania któregoś z nich jest niewielkie. Jednakże zawsze należy podjąć odpowiednie środki bezpieczeństwa. Tym razem tygrys nas przechytrzył i pewnie był już po drugiej stronie parku. Dzisiaj jednakże miał być „lucky day” i mieliśmy zobaczyć różne gatunki zwierząt. Tak też na naszej drodze pojawiły się kolejne świeże, ogromne tropy w postaci…zwierzęcych odchodów. Takie ślady mógł pozostawić tylko słoń indyjski. Kierowcy zwolnili, słoń ewidentnie szedł wzdłuż drogi.
„Go, go, go ! Faster, faster!”
Pobiegliśmy w zarośla… Był! Słoń na przeciwległym wzgórzu! Dwa słonie! Na trekkingu w Munnarze, jeśli mamy szczęście, też możemy zobaczyć stada słoni. A za następnym zakrętem w koronach drzew bawiły się całe stada zagrożonych wygienięciem makaków wanderu! Dziś rzeczywiście mieliśmy szczęście, bo makaków nie widziano tu od kilku lat.
W końcu dotarliśmy do jeziora, nad którym stał domek myśliwski mahararadży Trawankoru przekształcony dziś na elegancki hotel. Można w nim nocować, a położony jest w samym centrum rezerwatu lub alternatywnie nocować można w namiotach otoczonych drutem pod napięciem elektrycznym. Jezioro jest bardzo malownicze, dookoła rosną storczyki (m.in.. rzadki gatunek rosnący tylko tutaj, Habenaria periyarancis), a wśród nich latają małe ptaszki. Fauna i flora jest zachwycająca.
Miejscami musieliśmy pokonywać małe przeszkody. A przy tym wytężaliśmy zmysł słuchu – w dżungli to, co chce się zobaczyć, częściej można usłyszeć.

Dostaliśmy płócienne ochraniacze na stopy. Są niezbędne podczas 3-godzinnego trekkingu po dżungli. Szczególnie jeśli nie mamy pełnego obuwia. Mieliśmy sandały marki Keen, które idealnie sprawdziły się w grząskim, górzystym terenie. Ochraniacze natomiast skutecznie (lub nie) chroniły nas przed pijawkami. Trekking był przedni – przedzieraliśmy się wąskimi ścieżkami, przeskakiwaliśmy po kamieniach prze małe potoczki, przechodziliśmy przez pnie drzew, mijaliśmy gniazda dzikich pszczół, kopce termitów, tropy gaurów i inne gatunki flory i fauny. Uporczywe pijawki były wszędzie. Adrian jednego takiego pasażera na gapę przetransportował na głowie, a Ania na stopie między palcami. Każdy z przewodników miał ze sobą woreczek soli, więc gdy pijawka już się komuś przyssała, wystarczyło posypać ją odrobiną soli, która działała na nią zabójczo.

Po powrocie do bazy, wypłynęliśmy programowo łódką na rejs po jeziorze. I tu nasz „lucky day” się chyba skończył, bo na środku jeziora nagle rozpętała się ulewa, a my zmokliśmy do suchej nitki. Deszcz nie ustawał do wieczora. Globalne zmiany klimatyczne stają się coraz bardziej odczuwalne w różnych częściach świata. Po dotarciu do naszego wygodnego homestay otoczonego ogrodem przypraw, dobrze zrobiła nam gorąca indyjska kawa. Po intensywnym dniu przyszedł czas na chwilę relaksu w otoczeniu zielonego indyjskiego ogrodu.
Z notesu podróżnika…
Ceny:
- Obiad w Curry Leaf (3 osoby) – ok. 310 Rs. Polecamy
- Rachunek za herbaty, kawy, piwo, pranie, Internet w Dean Dale – 450 Rs.
- Wstęp do Periyar Park dla obcokrajowców – 300 Rs., opłata za aparat fotograficzny – 25 Rs., kamerę – 200 Rs. Koszt pakietu rządowego DEVI (przejazd jeepem, trekking, śniadanie, lunch, kawa, herbata) – 2200 Rs./osobę
- Przyprawy (masala, masala tea, pieprz, kardamon) – 290 Rs.
Wskazówki:
- Warto mieć ze sobą suszarkę do włosów. My nie mieliśmy, a przydałaby się do wysuszenia nie tyle włosów, co wilgotnych ubrań.
- Przydaje się własny śpiwór. My mieliśmy zwykłe poszewki na kołdre z kory – są lekkie i pełnią rolę śpiwora.
- Przydać się może peleryna przeciwdeszczowa. Niezbędne są długie spodnie, skarpety, bluza z długim rękawem, czapka lub chustka na głowę. Jeśli jest miejsce w bagażu warto zabrać do rezerwatu pełne buty lub sandały z solidną podeszwą (w naszym przypadku sprawdziły się sandały Keen z systemem toe protection).
- W mieście Kumily (obok Thekkady) warto zaopatrzyć się w przyprawy.
- Polecamy nocleg w Dean Dale. Przestronne, czyste pokoje, zero karaluchów. Można tam zamówić herbatę, kawę, zrobić pranie, skorzystać z Internetu.

Zobacz również:
Brak powiązanych wpisów.