Na lotnisku w Kochi (in. Cochin) zdecydowaliśmy się wziąć tzw. pre-paid taxi (w naszym przypadku non-aircon, czyli bez klimatyzacji), która kosztowała nas do centrum Fort Kochi (zabytkowej dzielnica miasta) 750 Rs. Tego dnia padaliśmy już z nóg, ale oczy mieliśmy szeroko otwarte na dziwa uliczne podczas 1,5 h jazdy do centrum. Dotarliśmy do Fortu, który jest bazą noclegową głównie backpackersów, którzy wsiąknięci w kulturę indyjską, snują się po wąskich uliczkach w a la hippisowskich strojach szytych w przydrożnych zakładach krawieckich. Strojach dość kolorowych: szerokich spodniach aladynkach, szarawarach, luźnych koszulach, tunikach, długich spódnicach itp. W ubrania te również się później przyodzialiśmy, gdyż był niedrogie i idealne na temperatury indyjskie, szczególnie w wilgotnym klimacie Kerali. Indusi jednak strojów tych nie używają. Wolą swoje tradycyjne szaty: kobiety noszą piękne sari (w Kerali z białego materiału) lub salwar kameez (rodzaj długiej tuniki ze spodniami), mężczyźni natomiast pozostają wierni swoim dhoti (rodzaj długiego materiału owijanego wokół nóg, tworzącego coś na kształt spodni Alladyna lub … wielkiej pieluchy). Kochi słynie ze wspaniale wyposażonych sklepów z indyjskimi strojami, do których również trafiliśmy (w końcu na wesele indyjskie trzeba odpowiednio się ubrać).
Kilka słów o krainie palm kokosowych
Kerala to stan w Indiach pomiędzy Ghatami Zachodnimi a Morzem Arabskim, który ma najniższy wskaźnik analfabetyzmu (wskaźnik piśmienności kobiet jest jednym z najwyższych w Azji) oraz odznacza się wysoką jakością życia jak na standardy indyjskie. Stolicą jego jest Thiruvananthaphuram (dawniej Trivandrum), a największym miastem – Kochi. Mieszkańcy tego stanu posługują się językiem malayalam, który w brzmieniu przypominał nam „rolowanie”. Większość z nich wyznaje hinduizm, natomiast sporo jest też chrześcijan, którzy starają się być tam bardzo „widoczni”, m.in. poprzez wznoszenie okazałych i licznych kościołów, które dopełniają krajobraz na każdym kroku. Często by znaleźć hinduistyczną świątynię trzeba się nieźle natrudzić. Święta kościelne obchodzi się z rozmachem, często przed samym kościołem, gdzie duszpasterz euforycznie wykrzykuje z wiernymi „Halleluyah”. Stan ten był wcześniej kolonizowany przez Brytyjczyków, Portugalczyków i Holendrów. Klimat jest tropikalny z wysoką wilgotnością powietrza. Podstawą gospodarki jest rolnictwo. Uprawia się tu: palmy kokosowe (kera znaczy palma kokosowa), herbatę, kauczuk, przyprawy (…i to wszystko ekologicznie, pierwotnymi metodami). Rozwija się tu także turystyka. Pomimo dość dobrej sytuacji ekonomicznej mieszkańcy emigrują za pracą na Bliski Wschód (głównie do Emiratów Arabskich) a przywiezione przez nich pieniądze powiększają zamożność stanu.
Homestay
Nasz pierwszy nocleg był aranżowany przez Internet i, jak się później okazało, przepłacony. Homestay położony był w samym centrum Fortu, przytulny, czysty (a to ważne w Indiach) oraz umożliwił nam pierwszą drzemkę, i tym samym pokonanie różnicy czasu. Wieczorem czekały nas juz kolejne atrakcje. Kulturalne. Postanowiliśmy się wybrać do teatru… na dodatek „niemego” 😉
Pokoje gościnne, tzw. homestays oferowane przez mieszkańców, to bardzo popularna forma noclegu w Kerali, która jeszcze parę lat temu w ogóle nie miała zaplecza turystycznego. Warto z nich korzystać, bo dodatkowo mamy okazję poznać właścicieli, spróbować domowej kuchni i poczuć się jak gość odwiedzający dalekich krewnych, a nie turysta.
Z naszego homestay mogliśmy obserwować barwne życie na ulicy. To, że Indie są bardzo kolorowe przekonaliśmy się natychmiast. Jak bardzo są głośne mieliśmy odczuć za chwilę. Podczas naszej drzemki docierały do nas różnego rodzaju dźwięki: klaksony, warkot silnika rikszy, motoru; nieustające krakanie ptaków (prawdopodobnie gawronów), których są niezliczone stada w całych Indiach; odgłosy uderzania prania o kamień (pralki to jeszcze rzadkość); skomlenie psa, który został właśnie potrącony przez pędzącą rikszę; dzwonek w rowerze; rozmowy, śmiechy; bębny, muzyka i śpiew, które to przypomniały nam po parogodzinnej drzemce, że już czas ruszać do teatru…
[zdj]
Z notesu podróżnika…
Ceny:
pre-paid taxi z lotniska do Fort Kochi – 750 Rs.
XL Homestay (pokój 3 osobowy ze śniadaniem) – 1575 Rs.
Backpackerskie bawełniane ubrania (luźne spodnie, koszula) – 800 Rs.Wskazówki:
Czasem w hotelu występuje problem z wodą (całkowity jej brak, bardzo słabe ciśnienie, brak ciepłej wody). Cóż, lepiej korzystać z wody gdy tylko mamy do niej dostęp oraz warto myć się za pomocą wiadra z kubełkiem – jest to oszczędne i wbrew pozorom b. wydajne. Przydają się również mokre chusteczki higieniczne, szczególnie do higieny intymnej i antybakteryjny żel do mycia rąk bez wody (dostępny na miejscu)
Problem czystości wody w Indiach. Lepiej dmuchać na zimne i płukać zęby w wodzie mineralnej, choć woda z kranu nie powinna być zagrożeniem. Absolutnie nie wolno pod żadnym pozorem pić wody z kranu oraz z niepewnych źródeł (nawet w restauracji)
Grzałka do wody to raczej zbędny przedmiot w miejscach turystycznych. Wodę mineralną oryginalnie zapakowaną można kupić praktycznie wszędzie. Grzałki, choć mieliśmy ją ze sobą, ani razu nie użyliśmy
Na lotnisku w Kochi można wymienić pieniądze lub pobrać je z bankomatu (bankomat może być nieczynny). Są tam również stanowiska niektórych biur podróży.
Zobacz również:
Brak powiązanych wpisów.