Kim jest Margo? Kim jest Szef Wszystkich Szefów? Sprawdź!

Jeżeli lubisz zagadki, jeżeli lubisz szyfry, jeżeli lubisz zamieniać się w bohatera książki i kierować jego poczynaniami… To będzie dla Ciebie.

Kim jest Szef Wszystkich Szefów? Co wymyślił arcy-genialny konstruktor fryzjer Otto von Szreder? Czemu Margo nie lubi Edka? Co kryje się za rogiem? Z jakiego powodu Apolinary stwierdził ” no to utknęliśmy” ?

Tego wszystkiego możecie się dowiedzieć z książki Konrada Woszczyńskiego pt. ” Sensu Stricto, czyli w poszukiwaniu tego, co zgubiono” .

Konrad jest człowiekiem Renesansu. Stworzy „coś z niczego”, namaluje lub narysuje piękny obraz, zbuduje samodzielnie grę planszową, napisze wiersz, zagra w teatrze (nawet swojego imiennika naszego wieszcza), zrobi zdjęcie na miarę National Geographic, poza tym nie obce mu są służby mundurowe, a nade wszystko kocha poświęcać czas swoim dzieciom. Jego kolejną pasją jest pisanie. Dlatego też postanowiłam zamieścić jego twórczość, bo ludzie z pasją dają nam inspirację. Niech nie pisze do szuflady. Niech twórczość idzie w świat. Poniżej zamieszczam pierwszy rozdział powieści o niesamowitej bohaterce – Margolce, czyli Margo. Miłej lektury 🙂

Sensu stricte, czyli w poszukiwaniu tego, co zgubiono

Autor: Konrad Woszczyński
Ilustracja Margolki: Konrad Woszczyński

Rozdział 1 (wprowadzenie)

Miasteczko, jak miasteczko. Ot, kilkadziesiąt domów stojących wzdłuż ulicy, koty sennie śpiące na płotach, pranie wiszące na sznurkach za domem. Na ławkach, przed domami siedzący starsi ludzie, rozmawiający ze sobą o ważnych sprawach. Nawet muchy, normalnie latały w powietrzu, normalnie to znaczy bez wygłupów. Ot, normalne takie sobie miasteczko. Centralne miejsce zajmuje w nim średniowieczny Kościół, obok którego stoi Ratusz Miejski, Poczta, sklep i bar mleczny. Na przeciwko kościoła rozciąga się plac zwany Dużym Rynkiem Miejskim, zbudowanym z kostki brukowej, porośniętej przez mech i trawę. Gdzie nie gdzie rosły kilkudziesięcioletnie drzewa, dające latem przyjemny cień. Po środku placu stoi fontanna, która składała się z trzech połączonych ze sobą figur syren, trzymających w dłoniach dzban, z którego tryskała woda.
Na przeciwko kościoła znajduje się okazały, niestety z widocznymi śladami upływającego czasu, dawny pałacyk magnacki, przerobiony obecnie na bank i pocztę. W miasteczku były jeszcze i inne ważne budynki, takie jak przychodnia zdrowia , siedziba Ochotniczej Straży Pożarnej, Zespół Szkół oraz Sierociniec imienia dr. Korczaka prowadzony przez siostry zakonne.
Sierociniec znajduje się przy ulicy Cichej, której nazwa nie jest adekwatna do całego rozgardiaszu panującego na niej. Budynek sierocińca ma dwa piętra, po bokach i z tyłu otoczony jest wysokim murem, natomiast z tyłu za budynkiem znajduje się sad, ogródek warzywny, chlewik, kurnik, obora dla krów… słowem, mało miejskie otoczenie. Powyższe stanowi królestwo siostry Rozalki, która opiekuje się sadem i warzywniakiem.
I niby nic się nie dzieje, niby zwykły dzień w zwykłym miasteczku… a jednak…

– Margo, schodź wreszcie z tego drzewa! Wiem, że tam jesteś! – krzyk siostry Rozalki roznosił się po sadzie- siostra przełożona Domicela, jest na Ciebie wściekła za zabranie jej kolejnych okularów!
– Mnie tu nie ma!- z korony drzewa, dobiegł nieco zachrypnięty głos, ktory na chwilę zamilkł- A niby skąd wie, że to ja?
– Bo to tylko ty zabierasz okulary. Po co? – odparła już spokojnie siostra Rozalka, podchodząc do drzewa. – zejdziesz?
– Ani mi się śni, zresztą tutaj świetnie pluje się w muchy.
– Nie, to nie. No cóż, inne dzieciaki będą się cieszyć, że zostaniesz na drzewie, bo dzisiaj pani Klementyna, robi twoje ulubione naleśniki na obiad.
– Serio?
– A jak myślisz?

Tutaj mała dygresja Wszyscy mieszkańcy miasteczka wiedzą, że pani Klementyna nawet z gwoździ , może przyrządzić królewskie danie.
Powoli… pomalutku z bujnej korony drzewa z jednej z gałęzi żwawo , a jednak jakże ostrożnie zsunął się pantofelek koloru granatowego, a w nim mała stópka małej nóżki , na której idealnie przylegały , choć wielokrotnie cerowane rajtuzy w paski pomarańczowo-zielone . Po krótkiej chwili pojawiły się zielonego koloru spodnie „ogrodniczki” z nogawkami różnej długości i pomarańczowa koszula. Powyższe ubranie, założone na kogoś, wisiało sobie jeszcze chwilę uczepione na gałęzi, by po chwili, już w komplecie z buzią znaleźć się na trawie. Przed siostrą Rozalką stanęła dziewczynka w wieku 10 lat, z kręconymi włosami koloru jasnej miedzi spiętymi niedbale klamerkami do prania, i opadającym na oczy kosmykiem włosów. Kilkanaście piegów na malutkim nosku, rumieńce na policzkach …to wszysko pięknie zdobiło pucołowatą twarz dziewczynki. To co jednak najbardziej przekłuwało uwagę, to oczy, Zielono- niebieskie oczy, z długimi rzęsami. Tutaj warto dodać, że owa twarz była niezwykle brudna, co nijak nie przeszkadzało dziewczynce.

– Bardzo się siostra przełożona gniewa? – zapytała patrząc w stronę Rozalki.
– Bardzo. Właśnie w wieczerniku odprawia za Ciebie „zdrowaśki”, chodź już- kobieta schwyciła Margolkę za dłoń i udały się w stronę budynku.

Margolka Czwartek, bo tak nazywała się dziewczynka, w rzeczywistości miała zupełnie inne nazwisko, jakie? Tego nie wiedział chyba nikt. Trafiła do Sierocińca mając około 3 lat, Została znaleziona na Rynku, gdzie siedziała na murku fontanny, trzymając w dłoni maskotkę, zielonego smoka, z żółtym grzebieniem. Ów smok nie miał skrzydeł, choć ich ślad widniał na jego grzbiecie. Nazwisko Czwartek, wzięło się od nazwy dnia tygodnia, w którym dziewczynkę znaleziono. Całe miasteczko poszukiwało jej rodziców, ba, nawet radio i gazety, ale bez skutku. W końcu decyzją Sądu, dziewczynka została skierowana do Sierocińca.

Ulubionymi zajęciami Margolki są: zbieranie szkieł powiększających oraz okularów, plucie w muchy i chodzenie po drzewach. Najbardziej Margolka nie lubi wstawać wcześnie rano, myć włosów nooooo i rzecz jasna, jak sama podkreśla, mówić cześć Edkowki. Ktokolwiek wie, kim ten Edek jest?

Z jej dawnego życia, pozostała maskotka w postaci smoka. Chodziła z nim wszędzie, nawet dowiązała doń sznurek, który pozwalał nosić go przewieszonego przez plecy. Ów smok nazywa się Serfuss. Margolka zwykle nie mówiła skąd pochodzi nazwa smoka, nie dlatego, że nie potrafiła tego powiedzieć, lecz dlatego, że nie chciała. Często wymyślała różne historie związane z imieniem smoka. Prawdziwa jednak historia wiąże się z jej prawie zapomnianym dzieciństwem. Jak przez mgłę, głównie przed snem dziewczynka widzi, że leży w łóżku, w jakimś pokoju, ale nie w sierocińcu, podchodzą do niej jakieś osoby, pan i pani, którzy uśmiechają się do niej, całują ją w czoło, wkładają w ręce smoka i mówią:

– Serwus, kolorowych snów. – to jedyne wspomnienie z dzieciństwa. No i to, że w pokoju brzmiał śmiech, szczery, radosny, dziewczęcy. I brzmiał ten śmiech, jakby powielony echem, aż zamieniał się w równomierny oddech.
W dniu kiedy Margolka trafiła do Sierocińca, przyjmująca ją siostra przełożona Domicela, wskazując maskotkę palcem, zapytała:
– a to co?
– jak to co? Serfuss to jezd, prosę pani.
– nie proszę pani , ale siostro przełożona! – odparła patrząc badawczo zza oprawek okularów dyrektor sierocińca.
– aha, proszę pani siostro przełożona- odparła dziewczynka, starając się jednocześnie zdmuchnąć ze swego nosa kosmyk pokręconych włosów.

Tak było wiele lat temu. Od tamtego czasu Margolka zaprzyjaźniła się z opiekującymi się dziećmi zakonnicami, …….no może poza siostrą przełożoną. Ale to już zupełnie inna para kaloszy.

Razem z innymi dzieciakami Margo chodziła do szkoły, a w zasadzie to można powiedzieć, ( he he he ), a dokładniej napisać, że to szkoła przychodziła do dzieci. No, nie instytucja, ale wiedza. Dzieci w Sierocińcu uczyło wielu nauczycieli, z czego Margolka polubiła dwóch, Kaliksta i Apolinarego. Oni wszyscy realizowali jakże ważny i istotny obowiązek NAUCZANIA, choć dla dzieciaków było to n a u c z a N I E!!!

Apolinary były pracownik naukowy jednego z uniwersytetów wykłada matematykę, fizykę i chemię, jest profesorem, jednak dla żartów przezywanym docentem. Z kolei Kalikst absolwent Akademii Sztuk Pięknych uczy plastyki, techniki, ma tytuł naukowy docenta, ale w Sierocińcu przezywają go profesorem. Obaj panowie, mieszkają tuż obok sierocińca i byli sąsiadami.
Ulubionymi przedmiotami Apolinarego , czyli profesora zwanego docentem, oprócz wymienionych były filozofia i historia. Natomiast Kalikst, docent zwany profesorem , uwielbiał majsterkować i rozwiązywać szyfry. Stworzonymi wynalazkami chwalił się jedynie swemu przyjacielowi Apolinaremu oraz nikomu innemu, jak właśnie Margolce. Dziewczynce imponowała wiedza Apolinarego i pomysłowość Kaliksta. I te właśnie wymienione cechy, staną się wkrótce bardzo ważne, ale o tym w kolejnych rozdziałach…

Chcesz wiedzieć jak potoczą się losy Margolki? Jakie przygody ją spotkają? Śledź stronę i czekaj na kolejne rozdziały ! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.