Jeszcze w XX w. miejsce to było małą wioską rybacką, nie różniącą się od innych indyjskich wsi. Mieszkańcy zajmowali się rybołówstwem i też z tego głównie żyli.

Jednakże, gdy w latach 60. przybyły tu „dzieci – kwiaty” wioska zaczęła się przekształcać w nadmorski kurort. Jej plaże obecnie stają się coraz bardziej popularne i zaczynają przyciągać również celebrytów oraz bogaczy. Osiedliło się tu na stałe również sporo obcokrajowców, głównie samotników, którzy przyjechali odpoczywać na zasłużonej emeryturze.
Kovalam słynie również z licencjonowanych centrów ayurvedy, w których można spędzić nawet miesięczne wczasy odnawiające, odchudzające lub odtruwające. Również i my zatrzymaliśmy się w jednym z takich ośrodków, w którym czekały na nas różne atrakcje.
Karaluch – gigant
Właścicielka ośrodka powitała nas bardzo życzliwie goszcząc nas indyjską herbatką i ciastkami. Sama tytułowała siebie „doktorem ayurvedy” i zachęcała do skorzystania z oferty zabiegowej. Po dość osobliwych przeżyciach na masażu w Munnarze liczyłam, że tym razem masaż dostarczy mi przyjemniejszych doznań, zarówno wzrokowych jak i dotykowych. Przed wyruszeniem na plażę, postanowiliśmy się nieco odświeżyć po długiej jeździe samochodem. W trakcie korzystania z toalety, mój wzrok od niechcenia omiótł przestrzeń dookoła i zatrzymał się nagle naprzeciwległej ścianie. Takiego giganta jeszcze nie widziałam ! Wędrował sobie po ścianie tuż przede mną i długimi wąsiskami badał powierzchnię. Po usunięciu karalucha-olbrzyma, zdecydowałam się zasłaniać odpływy wody w łazience. To był największy karaluch, jakiego udało mi się zobaczyć w Indiach.
Spacer po Lighthouse Beach

Po południu wybraliśmy się na spacer na plażę. Byliśmy niezmiernie ciekawi jak wygląda morze, w którym mieliśmy nadzieję, będziemy mogli się nareszcie wykąpać. Plaża okazała się długa, ale ku naszemu zdziwieniu nikt się nie kąpał, a przynajmniej nikogo nie było widać na horyzoncie w stroju kąpielowym. Z kąpielą moglismy jeszcze poczekać, nic się nie paliło. W międzyczasie wypiliśmy koktajl w kokosie w przyjemnej kafejce na deptaku. Nie ma to jak smak relaksu, szum morza, dotyk wiatru na tle zachodzącego słońca. Na horyzoncie pojawili się w końcu turyści w strojach kąpielowych, którzy swoim „negliżem” dostarczali atrakcji miejscowym. Nasze kubki smakowe zostały podrażnione widokiem wystawionych ryb morskich i innych owoców morza. Skusiliśmy się na te specjały i to w wesołym towarzystwie Szkota, który osiedlił się w Kovalam parę lat temu.

Spanie? Jakie spanie…?! W Indiach nie ma spania !
Łóżka, na których mieliśmy spać były bardzo (powiedzmy sobie) „etniczne”. Całe wykonane z bambusa i wikliny, a do tego (niestety) potwornie niewygodne. Na domiar złego materace wypełnione były kokosem, czyli bardzo twarde, do których nasze europejskie ciała były zupełnie nieprzyzwyczajone. Jadąc do Indii należy mieć świadomość tego, że (jeśli nie jesteście przyzwyczajeni do twardego łóżka) na pewno się tam nie wyśpicie (chyba, że w droższym hotelu). Zasnęłam z nadzieją, że jutrzejszy poranny masaż będzie moim remedium.
4.00 rano. Nieopodal naszego okna znajdował się w podwórzu głośnik, przez który nagle rozbrzmiała głośna muzyka. Za oknem noc, a głośnik wył i wył ! I to przez dobre 30 minut. Po co ten głośnik?! Ano nastał czas na modły!
6.00 rano. Trzask, plask, plask, plask ze zdwojoną siłą ! Co się działo? Ano przyszedł czas na robienie prania! I to starym, dawnym sposobem (jaki pamiętają nasze prababcie) uderzania namydlonego materiału o kamień. Niedługo słońce będzie prażyć i pranie szybko wyschnie.
W Indiach mimo, że życie toczy się wolno, toczy się niemal przez całą dobę. Jest może bardziej rozciągnięte w czasie, czynności są wydłużone, a przy tym jest nie tylko barwne, ale i głośne. Hałas, gwar to rzecz normalna, znak tego, że ludzie żyją w pełni.
Czas na masaż
Połamana i zmasakrowana przez bambusowe łóżko poczłapałam na masaż. Masażystów było wystarczająco dużo, więc wszyscy troje mieliśmy masaż w tym samym czasie. Moja masażystka była słusznej postury, o obfitych kształtach. Podgrzała olejki na palniku. Czułam zapach bulionu. Za chwilę miałam być natarta tą bulionową zupą. Wybrałam masaż stemplami. Stemple wypełnione były ziołami i również zostały podgrzane. Mają właściwości rozluźniające mięśnie. Po masażu ciała, przyszedł czas na twarz, na którą nałożono mi maseczkę sandałową. Rytuał trwał ok. 1 godziny. Po masażu przyszła czas na kąpiel, czyli zmycie wszystkich misktur, którymi zostałam natarta. Masażystka pomaga mi w tej czynności. Po wszystkim czułam się zrelaksowana. Czekałam na wrażenia Adriana i Ani. W Indiach mężczyźni masowani są przez mężczyzn, a kobiety przez kobiety. Przykro mi Panowie, ale nie da się tego zmienić.
To nie był koniec naszej przygody z ajurwedą, jej kontynuacja miała nastąpić jeszcze w Varkali.
Z notesu podróżnika…
Ceny:
Pojedynczy masaż ajurwedyczny (ok. 1 godz.) – 1000 Rs.
Posiłek w nadmorskiej knajpce Sea Bee (ryby, owoce morza, piwo) – 600 Rs. (3 os.)
Wegetariański posiłek w restauracji Lonely Planet (3 os.) – ok. 400 Rs.Wskazówki:
Warto zjeść wegetariański posiłek w przyjemnej restauracji Lonely Planet zlokalizowanej wśród zieleni. Polecamy danie „malai kofta” z pysznym owocowym „lassi”.
Będąc nad morzem trudno nie skusić się na wspaniałe ryby i owoce morza. W tych rejonach Indii można zjeść naprawdę duże porcje pysznej ryby za niewielkie pieniądze. Moim ulubionym gatunkiem był red snapper i barracuda.
Plaże w Kovalam, mimo, że bardzo okrzyczane, nie są powalające. Owszem mają swój urok, są idealne na spacer brzegiem morza, ale po plażach tajskich nie robią już takiego wrażenia. Jeśli Twoim celem jest kąpiel w kryształowo czystej wodzie, stąpanie po białym piasku i oglądanie rafy koralowej, to trzeba wybrać się koniecznie na wyspy (Lakszadiwy lub Andamany). Plaże lądowe są zupełnie inne.
Na indyjskich plażach warto mieć świadomość, że rozbierając się do stroju kąpielowego, przyciągniemy gapiów. Nie rzadko można również usłyszeć komentarze na swój temat. Cóż, Indusi mają zupełnie odmienną kulturę i do wody wchodzą w pełnym rynsztunku, tzn. spodniach, koszulkach. W zasadzie na plaży ściągają tylko buty. Plaże dla turystów są jednak chronione i gapiów odpędzają ratownicy lub strażnicy, więc nie musimy się obawiać.
Zobacz również:
Brak powiązanych wpisów.