Birma. Bagan – tysiące pagód i świątyń

Po 5 godzinnej jeździe nocnym autobusem, byliśmy dość zmęczeni, by włóczyć się po nocy w poszukiwaniu hotelu. Hotel był zarezerwowany, ale z racji tego, że autobus przyjechał 1,5h przed czasem, nikt na nas czekał. Zastanawialiśmy się czy wysiedliśmy na odpowiednim przystanku. Było bardzo wcześnie rano, w zasadzie noc jeszcze. Dzięki uprzejmości innych kierowców, którzy użyczyli nam swojego telefonu komórkowego, byśmy mogli się skontaktować z naszym „kontaktem” z Birmy, po długim poszukiwaniu naszego hotelu, wyłożyliśmy się na łóżkach na dosłownie 2 godziny. Krótki sen i w drogę, bo szkoda dnia. Ktoś, kto widział Angkor Wat, będzie zadowolony z Baganu. Świątynie tu sprawiają wrażenie wyrośniętych tu i tam jak „grzyby po deszczu”. Na początek zdecydowaliśmy, że wypożyczymy rowery i tym sposobem zwiedzimy najbliższą okolicę. Królestwo Baganu jako pierwsze zjednoczyło ościenne królestwa formując dzisiejsze terytorium Birmy. Niestety, jak każde imperium i to przeżyło swój rozkwit i upadek – po najeździe Mongołów. Jeździliśmy od pagody do pagody aż do zachodu Słońca. Gdy dzień chylił się ku końcowi, wdrapaliśmy się na jedną z wyższych pagód, by podziwiać pomarańczowo-złoty, przetykany zielenią, krajobraz. Atmosfera wypełniona była błogością i spokojem. To chyba wymarzone miejsce dla praktyków medytacji. Po słonecznym spektaklu kupiliśmy obraz malowany piaskiem od Min Mina i umówiliśmy się na przejażdżkę bryczką z jego bratem nazajutrz. Puste brzuchy napełniliśmy w lokalnej restauracji, gdzie stołowało się dużo Birmańczyków i zjedliśmy tradycyjny posiłek. Tak jak to robią tutejsi. Kuchnia birmańska jest nieco podobna do indyjskiej, jednak nie jest tak pikantna, natomiast jest dosyć słona.

Z Tun-Tunem objechaliśmy bryczką prawie całe Bagan (które dzieli się na większe i mniejsze). Zwiedziliśmy ważniejsze świątynie. Nazw ich nie pamiętam. Kupiliśmy wiele pięknych, ręcznie robionych pamiątek (obrazów z piasku, biżuterii), całą paczkę wyśmienitych cukierków tamaryndowych i lokalne papierosy (zawinięte w liście). Jeśli ktoś ma zasobniejszy portfel, polecam lot balonem nad pagodami. Widok z lotu ptaka na pewno jest bezcenny. To miejsce, w którym warto zatrzymać się na dłużej. Z racji tego, że kompleks zajmuje sporo kilometrów, nie ma obawy, że natkniemy się na hordy turystów. Pomału, w swoim tempie, można chłonąć atmosferę tego miejsca, jego bogatą i burzliwą historię. To jedno z moich ulubionych miejsc w Myanmarze. Kraj ten ma wiele do zaoferowania, a każdy zakątek jest wyjątkowy. Zwiedzanie Baganu jest na tyle przyjemne, że do mniejszych pagód można podjechać rowerem lub bryczką jak pod kapliczkę na rozstaju dróg w Wilkowyjach. Dookoła nie ma żywej duszy, nikt nie zbiera opłaty (chyba, że do większych i ważniejszych pagód), brak zakazów wejścia i tym podobne historie, do których każdy Europejczyk jest przzwyczajony. Czasem podjadą jacyś inni turyści lub przejdą miejscowi pasterze z krowami lub kozami.

Z notesu podróżnika…

Ceny:

– wypożyczenie rowerów na pół dnia – 1500k/os.

– lunch w Black Rose Rest. (veg. curry) – 1500k/os.

– obraz malowany piaskiem można wytargować już od 8000k

– proszek z thanaki (2 op.) – 500k

– pakiet pocztówek – 1000k

– betel – 400k

– Star Cola – 300-400k

– piwo Myanmar – 1500k/butelkę

– przejażdżka bryczką całodniowa – 20 000k

– cukierki tamaryndowe – 800k

– papierosy z liści – 800k

– bułka na parze z nadzieniem kokosowym – 200k

Wskazówki:

– Bagan to najlepsze miejsce na zakup pamiątek (duży wybór, piękne rzeczy)

– hotele w Birmie są dosyć drogie, ponieważ ceny narzucane są przez rząd. Jeśli ktoś chce zaoszczędzić na noclegu, może próbować spać w klasztorze z mnichami

– Uwaga na węże. W hotelach ich się nie spotyka, ale jeżdżąc rowerem i zwiedzając świątynie lepiej patrzeć, gdzie się wchodzi i co się ma pod nogami

– tu warto zostać dłużej żeby dobrze zjeździć okolicę

Zachody Słońca zawsze są urocze. Tu Słońce w szczególny sposób podkreśla czerwoną barwę całego Baganu.

Nie ma to jak lokalna restauracja, w której głównie stołują się miejscowi. Typowy posiłek birmański, czyli miska ryżu, a do niej różnego rodzaju sosy.

Przy drodze często stoją takie wielkie wazy z wodą. To woda pitna, z której może korzystać każdy. Taka birmańska gościnność.

Profesjonalna makijażystka tanaki. Potrafi wyczarować każdy wzór z żółtej pasty, która ma chronić przed słońcem, wygładzać zmarszczki, leczyć trądzik i chłodzić w upalne dni. A do tego bardzo ładnie pachnie.

Goodbye Bagan! Jedziemy na pace 🙂 To norma w tym kraju…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *